sobota, 22 października 2016

Epilog

You make me feel so alive
You bring out the me inside
You're so precious in your way


Patrzyłam jeszcze przez chwilę, jak bawisz się z naszą córeczką, aby następnie odejść. 
Byłam idiotką, że odeszłam. Straciłam wszystko na własne życie. Mam dwadzieścia lat, a w życiu popełniłam tyle błędów, co osoba z naprawdę dużym stażem na ziemi. Mam tylko dwadzieścia lat...
Chyba jedyne w życiu co mi wyszło to właśnie Lilka. Cieszę się, że coś po mnie pozostanie.
Byłam i jestem niestabilna emocjonalna, widać to po pierwszym spojrzeniu w moim kierunku. Raz cię kocham, raz nienawidzę. 
Jestem pieprzoną egoistką. 
Jestem pieprzoną sobą.
Jestem nikim.
Jestem nikim w twoim życiu.
***

Well, my girl's in the next room 
Sometimes I wish she was you 

Bolało Bolało mnie, że tak nagle odeszłaś. Bolało mnie to, że zostawiłaś naszą córeczkę. Bolało mnie to, że byłaś taką egoistką. I boli dalej. Bo Ciebie tu nie ma. Tak bardzo tęsknię. Za twym uśmiechem, za całą tobą.
Kończy mi się kontrakt w Bełchatowie, wyjeżdżam. Tu wszystko mi o Tobie przypomina. Mam zamiar skończyć się tobą zadręczać. Mam zamiar przestać Cię kochać. Użalać się nad swoim życiem. I wiesz co?
Ten zamiar się zakończył w momencie kiedy zobaczyłem cię w parku.
-Musiało mi się przewidzieć. - mruknąłem do siebie
-Facundo! Mówię do Ciebie od godziny. Ty znowu o niej myślisz!
-Patrycja, poczekasz? zaraz wrócę
-Nie, nie poczekam. Idziesz do niej. Nie poczekam. Mam dość. Zabawiaj sobie sam tego bachora. Ty mnie nie kochasz.
-Patrycja, ja się odkocham od Julki, tylko ze mną zostań.
-Nie, ty się nie odkochasz. Bo tak się nie da. Nie da się przestać kochać, kogoś kto jest całym twoim sercem.
Odeszła tak samo jak ty kiedyś. A ja się zerwałem z ławki i niemal biegnąc pchałem wózek w stronę, w którą się udałaś. To musiałaś być ty. Nie mogło mi się przewidzieć. Nie mogło.
Jakieś zamieszanie pojawiło się przy styku skwerku z ulicą, a ja zamarłem.
-Julka... Boże Julka, moja Julka... -podbiegłem do Ciebie, ledwo kontaktowałaś.
-Facundo, przepraszam za wszystko.
-Coś ty narobiła.. Wiesz co? Kocham cię i w sumie nie wiem co ja w Tobie widzę, ale chyba wszystko. Nie zasypiaj, Julka walcz, Jula!
-Jesteś taki piękny - wymruczałaś
-Nie odchodź, proszę
-Cieszę się, że ułożyłeś sobie życie.
-Błagam, Julka nie zamykaj oczu.
-Bądź szczęśliwy.
-Szczęśliwy będę tylko z tobą. Obudź się, Juciu...
Zawyły syreny, moja ostatnia nadzieja właśnie nadeszła.

***
Chcę walczyć, dla Was, ale to nie takie proste. Nie takie proste, Facundo.


______________________________
Zawaliłam ten epilog.
Zostawiam sprawę otwartą. To wy możecie sobie dopowiedzieć ich losy.
Julka była w tym opowiadaniu tak samo pokręcona jak ja i mój mózg.

Dzięki za wszystko!

Do zobaczenia u Maćka Kota :)

sobota, 15 października 2016

siódmy

-Kocham Cię Julia, szalenia Cię kocham. Kocham wszystko w Tobie.
-Ja też Cię kocham Facundo.
Życie się toczyło, minął miesiąc. Lili rosła, jak to się mówi, jak na drożdżach. Próbowaliśmy cieszyć się sobą wzajemnie, chodziliśmy na randki, zostawiając małą pod opieką Kacpra, choć mieliśmy co do tego lekkie obawy. Nie mogliśmy jednak zostawić naszej córki pod opieką moich rodziców. Z matką nie chciałam mieć kontaktów, a z ojcem nie widywałam się często. Nadal nie mogę uwierzyć w to co powiedziałeś mi, a potwierdzone zostało przez mojego brata, ale to była prawda, bolesna prawda. Jednak kłóciliśmy się. Byłam po prostu zbyt uparta, stanowcza i chamska. Ale ty też nie odstępowałeś mnie na krok w tych cechach. Można powiedzieć, że pod tym względem dobraliśmy się idealnie. Ale coś nie dawało Ci spokoju. Twoje wewnętrzne ja. Miałaś obawy.
-Wyglądam jak słoń, to sadło mi w ogóle nie ginie - narzekałam przed lustrem, a ty przyglądałeś się temu z uśmiechem.
-Oj, Julcia, Julcia, bo trzeba się ruszać, a nie siedzieć na kanapie, oglądając telewizje. Chodź na spacer, pogoda jest ładna jak na luty.
- Ale jak Lili się przeziębi, to co?
-Nie panikuj, ubieraj się, a ja ubiorę nasz mały skarb, tylko najpierw, się troszkę orzeźwię.
Spacer dobrze nam zrobił, choć nadal czułam wzrok innych ludzi. Znali mnie tu, i znali też Ciebie. Patrzyli z pogardą. I mieli rację. Byłam za młoda. Za młoda dla Ciebie. Za młoda na dziecko. Za młoda na dorosłe życie. I nagle zrozumiałam. Jestem zwykłą dziewczynką, dzieckiem, które sobie nie poradzi. Zrozumiałam, że nie będę dobrą matką, że muszę odpuścić. Muszę uciec. Czy to nie dziecinne? Owszem. Ale taka jestem. Jestem bachorem, którego kaprysy trzeba spełniać. Jestem tą starą Julką, przed Twoim przybyciem. Julkę, którą wykreowałeś, zniszczyłeś swoim odejściem. Zniszczyłeś wszystko co we mnie dobre, a ja... Ja mam dość udawania. Tylko pozornie byłam szczęśliwa. W środku cierpiałam. Nie mogłam dać Ci siebie, takiej jaką mnie pokochałeś.
I uciekłam. Spakowałam swoje rzeczy, uprzednio zostawiając Lili u Kacpra i uciekłam, gdy byłeś na zakupach.

Telefon wyłączyłam, a następnie zmieniłam numer. Miałam dość ciągle dzwoniącej melodyjki. Postąpiłam dobrze. Nie będę niszczyć życia Tobie, dziecku i sobie. Pomyślisz, że to egoistyczne z mojej strony. Nie było tak. Chodziło o Ciebie, żebyś ty zadecydował o sobie sam. Był szczęśliwy, bo ja ci tego szczęścia nie mogę dać. Darzę ci zbyt wielką urazą. Zrozumiałam to za późno. Za późno uciekłam, bo dałam Ci nadzieję.
Kocham Cię, zwyczajnie Cię kocham, ale nie potrafię, coś mnie blokuję.
Staram się ułożyć życie na nowo. Wyjechałam do Niemiec. Do swojego starego przyjaciela. I tak minął mi rok. Nie wie co z Tobą, co z Lili, co u Kacpra. Nie wiem nic.
Codziennie korci mnie by zadzwonić, zapytać się czy wszystko w porządku.
Jedyną formą informacji są serwisy społecznościowe. Czasami dodajesz zdjęcia Lilianki uśmiechającej się radośnie. Jesteś chyba szczęśliwy. Chyba.
-Halo? Ka-kacper?
-Julka?! Boże, wreszcie. Gdzie jesteś?
-Jestem w Bełchatowie, możemy się spotkać? Sami
-Gdzie?
- Może być w 'Lukrecji' za 15 minut?
- Będę.
Wróciłaby dowiedzieć się czegokolwiek, jak się Wam powodzi. Ale nie sądziłam, że usłyszę tak drastyczną informację. że Lilka mówi mamo do kogoś innego. Ale przecież tego chciałam. Chciałam dać Ci szczęście. Mogłam się tego spodziewać, że kogoś sobie znajdziesz. Że nie będziesz na mnie czekać. Nie chciałam do Ciebie wracać, a jedna bolało. Bolało mnie to.
Kuriozalna sytuacja, nieprawdaż?
Sama wpędziłam się w tą sytuację, sama tego chciałam.
-Gdzie mogę zobaczyć Lilkę? Choćby z daleka.
-Przeważnie o tej godzinie są na placu zabaw w parku.
Pożegnałam się z bratem i szybkim krokiem udałam się w konkretne miejsce. Siedziałeś na ławce z piękną blondynką. Na twoich kolanach była ona, nasza córka. I wtedy zrozumiałam. Zrozumiałam, że muszę się usunąć. Na zawsze.

______________

Jestem z takim króciutkim rozdziałem wprowadzającym w epilog.
Zdołałam to napisać.
Nie może być zawsze pięknie.
Jak widać Julka nie jest stabilna emocjonalnie, nie wie co ma robić. Posłuchała głosu obcych ludzi. Uległa opinii publicznej...
Epilog ukaże się szybciej.
A już teraz chcę Was zaprosić na mój kolejny, tym razem skoczny blog.
Zapraszam na bohaterów:
Chodź, pijmy rozkosz do rana, miłością się cieszmy: rozkoszni


piątek, 22 lipca 2016

szósty

Umierasz, ty na prawdę umierasz.
Umierasz dla mojej córki.
Siedzę przed wejściem na salę operacyjną z twoim bratem i czekam na jakiekolwiek wieści. Właśnie na świat przychodzi nasza Liliana.
-Facudno... Liliana jest twoją córką - bardziej stwierdza niż pyta libero - Widziałem zdjęcia u Julki  w pokoju. Ma cały album. Powiedz mi dlaczego... dlaczego wcześniej się nie przyznałeś, dlaczego ją zostawiłeś i dlaczego do cholery miałeś brać dzisiaj ślub? - Kacper podnosi lekko głos.
-Ona, Julka mi powiedziała, że to nie jest moje dziecko, że mnie zdradziła, tylko po to, by dać mi szansę na rozwój. Dopiero niedawno odczytałem od niej e-mail, Martina go usunęła, a ja przypadkowo na niego natrafiłem. Kacper, ja... ja nie chciałem jej zostawić, ale potem Martina oznajmiła, że jest w ciąży. Ja nie chcę, żeby Julka umarła, ja ją kocham i chcę jej to wreszcie powiedzieć... Ja sobie nie poradzę bez niej - spuściłem głowę i przetarłem twarz dłońmi. Nie mogę być słaby, nie teraz.

-Kto jest szczęśliwym ojcem? - pielęgniarka podeszła do nas, kiwnąłem lekko głową - To dziewczynka, dziesięć na dziesięć, 55 centymetrów i 4009gram. Gratuluję! - uśmiechnęła się blado
-A co z Julką? - zapytał twój brat, ja nie potrafiłem nic wypowiedzieć.
-Pani Julia nadal trwa w śpiączce, nic się nie zmieniło. Za kilka dni, gdy nabierze sił, podejmiemy kolejną próbę wybudzenia, jeśli się nie uda - zacięła się na chwilę - jeśli się nie uda, będziemy musieli liczyć na jakiś cud. A teraz zapraszam za mną, jeśli chce pan - tu wskazała na mnie - zobaczyć córkę. Musimy też uzupełnić jej papiery, więc zapraszam tym bardziej.
Na początku udaliśmy się do gabinetu. Musiałem uzupełnić wszelkie papiery naszej córki. Wpisałem imię i zaciąłem się gdy miałem wpisać nazwisko. Wziąłem odpowiedzialność, podejmując najważniejszą decyzję mojego życia i krzywymi drukowanymi literami napisałem: CONTE.
Następnie udaliśmy się do sali z noworodkami. Wśród płaczących niemowląt leżała ona, nasza Liliana. Nie płakała. Była piękna. Zmarszczyła swój mały nosek, dokładnie jak ty, gdy dotknąłem jej rączki.
-Czy możemy ją na chwilę przewieść do sali Julki? Proszę. Czuję, że tak muszę postąpić, czuję, że Julka poczuję jej obecność.
Pielęgniarka, niechętnie wykonała moją prośbę. Pozwoliła mi też wziąć Lili na ręce, jednocześnie mnie instruując, jak mam to zrobić. Zostawiła nas samych.
-Julka, moja mała Julciu, to jest nasza córka, zapewne bardzo wyczekiwana przez Ciebie. Nie wiem czy sobie poradzę, ale spróbuję. Gdybyś od nas odeszła, wiedz, że ja się nią zajmę. Wychowam ją najlepiej jak umiem. Dla Ciebie. Kocham Cię Julka... Błagam, wróć do nas. Oddam wszystkie medale i wszystkie pieniądze, tylko proszę wróć... Julka...
Aparatura zaczęła pikać, a w sali zebrali się lekarze. Wyprowadzono mnie na korytarz. Tam byli również Twoi rodzice, spojrzeli na mnie wymownie, lecz ja tylko spuściłem wzrok i odszedłem od nich, by następnie zjechać po ścianie. Ty nie możesz umrzeć, nie teraz. Nie w dzień narodzin Liliany. Musisz ją zobaczyć.
Nie wiem co robić. Z sali nikt nie wychodzi.
- To ty! Ty zrobiłeś tego bachora mojej córce! - zaczęła krzyczeć twoja matka, na nic się zdało uspokajanie jej przez małżonka - to ty ją zabiłeś. To przez Ciebie wybrała to coś, bo nie chciała żyć, to wszystko twoja wina i mam nadzieję, że zapłacisz za to surowo.
-To nie jest to coś, ale pani wnuczka, więc radzę trochę myśleć - wysyczałem - a Julka nie umrze, ona będzie walczyć, jeszcze zobaczy Pani, wszytko będzie dobrze. Ja tak wierzę i życzę tego samego.
-Ty skurwysynie! Jak możesz się do mnie tak odzywać, jesteś skończony.
-Niech Pani nabierze najpierw trochę godności, to porozmawiamy.
-Nie będę... - jej wypowiedź przerwała twój ojciec
-Krystyna, uspokój się, Facundo ma racje!
-Nie ma żadnej racji, ja ją mam
Nie chciałem brać udziału w tej bezsensownej rozmowie i po prostu odszedłem, wychodząc ze szpitala. Nie mogłem tam zostać, choć walczyłaś tam o życie. Musiałem wszystko przemyśleć. Co jeśli twoja matka zabroni mi się zajmować Lilianą? Co jeśli stracę was obie?
Szwendałem się po pobliskim parku ponad cztery godziny, zanim zdecydowałem się wrócić. Bałem się co zastanę w budynku. Przed Twoją salą nie siedział nikt, co jeszcze bardziej mnie zestresowało. Spodziewałem się najgorszego. Podszedłem do drzwi. Odetchnąłem z ulgą. Byłaś tam, byłaś tam Julka. Wybudziłaś się. Nie wszedłem do środka, zamiast tego usiadłem na podłodze i rozpłakałem się ze szczęścia. Nie mogłem uwierzyć, że już po wszystkim, że jesteś już z nami.
- Pan Conte? Może chce pan wejść z córeczką do środka? Pani Julia jeszcze jej nie widziała. - przytaknąłem głową, a pielęgniarka kontynuowała swój monolog. - Niech Pan idzie po Lilianę, a ja wyproszę innych z jej sali, wydaję mi się, że chce Pan być wtedy sam, a i Pani Juli przyda się trochę odpoczynku od rodziców - zaśmiała się lekko. Wykonałem polecenie i udałem się do sali z noworodkami, gdzie pozwolono mi przeprowadzić łóżeczko do Twojej sali. Twojego taty i twojej mamy już nie było, na korytarzu siedział tylko Kacper, który wstał na mój widok.
-Udało się - szepnął i przytulił mnie - No idź już do niej
Powoli wszedłem do pomieszczenia. Na twojej twarzy pojawiło się zdezorientowanie.
- Facundo? - szepnęłaś
- To ja Jula, już nigdy Cię nie zostawię, przyrzekam. Wybaczysz mi to wszystko?
- Nie mam czego Ci wybaczać, to ja cię okłamałam. Ja zawiodłam. Sama nas na to wszystko skazałam. To moja wina, nie zadręczaj się.
- Kocham Cię Julia - pocałowałem cię, po czym wyjmując dziewczynkę w łóżeczka dodałem - i kocham też Lili.

___________________
Usunęły mi się wszystkie nie opublikowane rozdziały, zakończymy to szybciej.
Planuję blog z kilkupartami.

sobota, 9 lipca 2016

piąty

"Jeśli kochasz dwie osoby, to wybierz tę drugą, bo gdybyś naprawdę kochał tą pierwszą to nie zakochałbyś się w drugiej"

 Tęsknię za tobą Jula, za Twoim uśmiechem, za Twoimi oczami, za zapachem, za wszystkim. Jestem nie zdecydowany jak jakiś bachor. Raz chcę Ciebie, raz Martinę. Powinienem przestać o tobie myśleć, przecież za niedługo się żenię. Ale nie potrafię, zabrałaś część mnie.
Patrzę na nią popijając jakiś sok i nie mogę uwierzyć, że to nie Ty.
-Facundo! W ogóle mnie nie słuchasz. Musisz sprawdzi pocztę, Miranda ma wysłać zdjęcia ubiorów kościoła
-Czy nawet w Sylwestra musimy rozmawiać o ślubie? - mówię głośno, choć widząc jej spojrzenie dodaję - No, ale dobra. Sprawdzę czy czegoś nie napisała.
Wychodzę z salonu i udaję się do sypialni. Spędzamy ostatni dzień roku w domu, w końcu spodziewamy się syna. Loguję się na tego głupiego Gmaila i nie widzę żadnej wiadomości od siostry mojej narzeczonej, postanawiam usunąć jeszcze kilka spamów i wrócić do Martiny, jednak w koszu natrafiam na wiadomość, wiadomość od Ciebie. Nie wiem co ona tam robiła. Szybko ją otworzyłem. Kilka razy czytałem te same wersy, by upewnić się. To nie może być prawda, przecież wtedy byłaś taka szczera, wiedziałaś jak mnie to boli i nic nie zrobiłaś. Odchyliłem głowę do tyłu, przymknąłem powieki i głęboko odetchnąłem. Liliana to moja córka, poświęcasz życie dla mojej córki.
-Co cię tak długo nie ma?
-Jak dawno odczytałaś tą wiadomość? Czemu w ogóle czytasz moją korespondencje? Jak mogłaś! Przez ciebie Julka walczy sama o życie córki!
-To ty mnie zdradziłeś Facundo! To ja ci wybaczyłam. To ja chciałam byś nie zobaczył tego listu, byś ze mną został, byś wychował Hugo, a nie bachora tej tępej kurwy!
-Uważaj na słowa, Julka nie jest dziwką, ona jest najlepszym co mnie w życiu spotkało. Popełniłem błąd zostawiając ją wtedy samą i wybierając Ciebie. Nie mogę sobie poradzić od tego momentu, brzydzę się sobą, za to że cię zdradziłem, a równocześnie za to, że odpuściłem sobie ją. Wiem, że to cios w twoje serce, ale ślubu nie będzie. Nie w takich okolicznościach...
-Ale? ale jak to? - jąkała się - przecież wszystko już kupione, zaplanowane, nie możesz tak po prostu wszystkiego odwołać!
-Mogę, wszystko było za moje pieniądze, więc nie widzę problemu.
-Facundo, proszę cię, zostań ze mną...
-Nie mogę, Martina nie mogę, naprawdę. Nie kocham cię.
-Nienawidzę Cię! Nie po to zachodziłam w ciążę z tym fagasem, byś mnie zostawił! Z czego ja będę teraz żyć?
-Hugo to nie mój syn? - wystarczyło jej kiwnięcie głową. Sięgnąłem po walizkę i zacząłem wrzucać jakieś potrzebne rzeczy, dużo już miałem w końcu w Polsce. Ubrałem się i nawet nie patrząc na moją już byłą narzeczoną opuściłem mieszkanie. Obrałem dobrze znany mi kierunek, mój rodzinny dom. Mama ze zdziwieniem otworzyła mi drzwi, ale o nic nie pytała. Jak najprędzej sprawdziłem, kiedy jest najbliższy lot do Polski. Godzina 7:30. Z przesiadką w Monachium.
-Wyjeżdżam, wracam do Polski. Zawieziecie mnie na lotnisko?
-A ślub? - spytał zdezorientowany tata
-Ślubu nie będzie, zawieziecie mnie, czy nie? Szybko, bo nie mam czasu.
-Co się stało? Zostawisz ją w ciąży?
-A czy to teraz ważne? Tak, zostawię ją nie będę wychowywał czyjegoś dziecka.
Rodzice o nic nie pytali, Hugo poszedł wyprowadzić samochód, by po chwili zawieść mnie do celu.
To była spontaniczna decyzja, mimo to nie żałowałem.
Łódź powitała mnie śniegiem, ale nie zwracałem na to uwagi. Zadzwoniłem po taksówkę, by jak najszybciej dostać się do szpitala, gdzie leżałaś. Jak szalony przemierzałem korytarze, by dostać się do odpowiedniej sali, lecz nikogo tam nie było. Zaglądałem do kolejnych sal, nigdzie Cię nie było.
-Hej Kacper! - postanowiłem zadzwonić do libero - nie wiesz w jakiej sali leży Julka?
-Cześć, przenieśli ją na OIOM, ona... ona jest w śpiączce
Telefon wypadł mi z ręki. Nie to nie prawda, ty nie mogłaś się poddać. Podniosłem resztki mojego Iphona i popędziłem w wskazane przez twojego brata miejsce. Przed pomieszczeniem siedzieli twoi rodzice i Kacper. Ich oczy były nieobecne. Bałem się podejść.
-A ty nie na weselu? - spytał mój pracodawca.
-Ślubu nie będzie, rozstaliśmy się z Martiną. A co z Julką?
Pani Piechocka zaczęła płakać, a jej mąż popatrzył gdzieś w dal, jedynie Kacper zdołał coś powiedzieć:
-ona może się już nie obudzić...

______________

To co kończymy?


sobota, 2 lipca 2016

czwarty

A więc umieram, jakie to świetne uczucie...
Ktoś umrze, ktoś nowy się narodzi...
Dziwne, nie pojawiłeś się u mnie od miesiąca. Pomału drzewa stawały się gołe, temperatura zbliżała się ku zeru. Kończył się październik, zaczynał się mój ósmy miesiąc. Nie. Nie bałam się tego, że mogę umrzeć. Przeciwnie, cieszyłam się, że mogę dać życie naszej córce, naszej Lili. Ze szpitala nie wyszłam nawet na jeden dzień. Codziennie odwiedzał mnie Kacper, kilka razy wpadli z nim inni zawodnicy bełchatowskiej Skry. Kolejna dziwna rzecz, nie znali mnie, ale chcieli mnie wesprzeć. Miło z ich strony. Kilka razy chciałam się zapytać co u Ciebie, nigdy się nie odważyłam, do czasu.
-Hej Dżul.
-Hej Nico! Co tu robisz? - spytałam, gdy ujrzałam Uriarte w drzwiach, samego...
-Chciałem porozmawiać. Ja wiem, Julka. Wiem, że miałaś romans z Facundo. Zwierzał mi się. Powiedział mi również o zdradzie, lecz ja nie wierzę w tą bajkę.
-Nicolas...
-Julka, nie przerywaj. Zbyt bardzo go kochasz, żeby go zdradzić. Pokazywał mi zdjęcia. To było widać. Przyznaj się, że to dziecko Facu...
-A nawet jeśli, to co? Nagle zostawi ją i tak bardzo wyczekiwanego syna, i wróci do mnie? Nie bądź śmieszny - zaśmiałam się szyderczo
-Zrobi to, bo cię kocha Julka, jest moim przyjaciele, znam go od dawna, mówimy sobie prawie o wszystkim.
-To skoro mnie kocha, to gdzie jest? Gdzie był przez ten miesiąc?
-Przyjechała Martina - mówi cicho i spuszcza głowę. Nie odzywam się. Nie mam na to siły. Po prostu przewracam się na drugi bok i odpływam. Nawet jeśli miałam jakieś nadzieje, że jednak to mnie wybierzesz, wrócisz do mnie, to teraz wszystko zniknęło, za jednym pstryknięciem. Ona tu jest. Ona jest przy Tobie i nie mam zamiaru z nią walczyć. Może, gdybym była taka jak dawniej...

Kolejne dni mijają, a świat pokrywa śnieg. Dzisiaj jest Wigilia, a ja nie mogę wyjść ze szpitala, byłoby to zbyt niebezpieczne dla Lilki. Dostałam od Ciebie sms'a. "Wesołych Świąt Jula!" Niby głupie, ale jednak wywołało u mnie emocje, że może o mnie jeszcze pamiętasz. Nie, to nie te życzenia są głupie, to ja jestem. Jestem idiotką, bo robię sobie nadzieje.
Na czwartego stycznia mam zaplanowane cesarskie cięcie. Ty, co wiem od Kacpra, masz dzień później najważniejszy dzień w życiu, żenisz się Facundo...
Pierwsza gwiazdka zabłysła na niebie, a ja lekko się uśmiechnęłam. Rodzina nie mogła być tu ze mną, nie chciałam tego. To moje pierwsze święta w samotności, nawet bez mojego kota Juliana.To wszystko jest beznadziejne, chyba łapię mnie jakaś depresja albo hormony za bardzo buzują, nie wiem... Chciałabym Cię tu mieć, żebyś mnie pocieszył, bo od kilku dni codziennie budzę się zalana potem z myślą, że Cię już nigdy nie zobaczę, że już za kilka dni umrę. Boje się, po prostu się boję. Zaczyna do mnie docierać, że to koniec, najzwyklejszy w świecie koniec mnie, bo koniec Nas już dawno nastąpił.
Zamykam oczy i próbuję odpłynąć, nic takiego się nie dzieje, o gorsza wracają wspomnienia.

Otwieram powoli drzwi swojego warszawskiego mieszkania i widzę Ciebie nonszalancko opartego o schodową barierkę. Wchodzisz pośpiesznie do mojego mieszkania i wpijasz się w moje usta.
-Tak tęskniłem Julka
-Ja też, nawet nie wiesz jak bardzo, ja się w tobie zakochałam...
-Julka rozmawialiśmy o tym, ale chyba ja też się zakochałem
-Całuj mnie, całuj mnie Facundo
Po godzinie wyszedłeś z mieszkania, musiałeś wrócić do Bełchatowa. A ja się cieszyłam. Kochasz mnie, kochasz mnie. Tylko taka myśl pojawiała się w mojej głowię. 

Podnoszę się wyżej na szpitalnym łóżku i lekko potrząsam głową. Nie chcę cię, mimo że to ja rozwaliłam ten "związek", wiem że nie jest to tylko moja wina. Wina leży po obu stronach. Ty mnie okłamałeś, że mnie kochasz, a może to ja źle zrozumiałam? Nie powiedziałeś wtedy kogo darzysz tym uczuciem.. Julka idiotka.

Sylwester 2015.  Nie spodziewałam się, nie spędzę go na imprezie. Minął rok odkąd się poznaliśmy, okrągły rok. Tak szybko to minęło

Stoję na drewnianym tarasie lokalu, w którym odbywa się impreza. Kacper już dawno odpłynął. Ja się jeszcze trzymam, no może nie za bardzo. Dobra, jedyne czego się trzymam, to barierka. Za kilka minut wystrzelą fajerwerki, zacznie się nowy rok. Oboje chcieliśmy zakończyć stary w jakiś nie spodziewany sposób... w samotności. Również wtedy wyszedłeś na ten taras, pamiętasz? Złapałeś mnie, gdy próbując przejść kilka metrów, by usiąść na wiklinowym fotelu, potknęłam się o własne nogi.
-Julka jestem, dzięki - wybełkotałam
-A ja Facundo i nie ma za co. Miło mi poznać.
Rozniósł się huk petard i wystrzeliwanych korków od szampana...

Źle się dzisiaj czułam, przeczuwałam najgorsze. I stało się. Mocny ból na podbrzuszu zmusił mnie do krzyku budzącego pacjentów z drugiego końca budynku. Pielęgniarka szybko do mnie podeszła. Z oczu poleciały mi łzy. Mówiono do mnie, lecz nic nie słyszałam. Myślałam o nas, jak zawsze. Myślałam o Lili. Gdzie jesteś Facundo? Czy tak ma się zakończyć ten rok?
Umieram...






___________________
 To tyle z perspektywy Julki
Bardzo mi się podoba ten rozdział, choć jest krótki, jak każdy XD


środa, 22 czerwca 2016

trzeci

Siedziałam na plastikowym krzesełku w Hali Energia, rozciągałeś się prze słupku, co chwilę zwracając swój zdziwiony i pełen niedowierzania wzrok we mnie. Zaskoczyłam Cię? Myślałeś, że zamknę się w pokoju i nie będę nigdzie wychodzić? Może i Julka z czasów, gdy się spotykała z Tobą, zrobiłaby to. Aktualna stara Julka tego nie zrobi. Wiem, że moją winą jest to, że nie jesteśmy razem. Po prostu pozwoliłam Ci być szczęśliwym, wychowują dziecko z miłością swojego życia. Ja przecież sobie poradzę, jestem silna, a wiedz, w udawaniu jestem geniuszem.
- O hej Facundo - powiedziałam, gdy wychodziłeś z szatni - Chciałam Cię przeprosić, no i oczywiście pogratulować. Gratulacje Facundo zostaniesz ojcem, jaka to poważna rola, na pewno sobie poradzisz, w końcu posiadasz genialną cechę wszechstronności i bardzo dobrze umiesz żyć w dwóch innych światach. Gratuluję, naprawdę Ci gratuluję, to fajna sprawa mieć takiego ojca - mój wesoły głos i  wielki szczery uśmiech mieszały się z ironicznym tonem.
- Wow, czyżby wraca pyskata i  chamska Julka? Może pójdziemy na jakieś ciastko, co?
- Oczywiście, możemy nawet teraz.
Zgodziłam się, co miałam innego zrobić. Pokazać, że jestem słaba i ledwo wypowiadam słowa? Nigdy w życiu. Poszłam jeszcze powiedzieć Kacprowi, że z nim nie wracam i wróciłam do Ciebie, czekającego przed budynkiem. Szliśmy w milczeniu. Żadne z nas się nie odzywało.
-Facundo, zwolnij nie mam na tyle siły. A najlepiej usiądźmy - wskazałam na ławkę, a ty lekko się uśmiechnąłeś i usiadłeś na niej.
-Julia, ja chciałbym...
-Nie, nie wracamy do tego co było. Jak to się mówi, było i minęło. To nie wróci.
-Masz rację, chłopak czy dziewczynka?
-Dziewczyna Liliana.
-Ładnie, je będę mieć syna, Hugo, po dziadku.
Uśmiechnąłeś się delikatnie, ja również to uczyniłam. Znowu nastąpiło milczenie, nie było ono jednak zbyt uciążliwe. Po prostu siedzieliśmy i patrzyliśmy przed siebie. Czasami jak nastolatkowie ukradkiem spoglądaliśmy na siebie. Co jakiś czas ktoś podszedł poprosić Cię o autograf, spoglądają na mnie dziwnym wzrokiem lub pytając o to czy nie zrobię mu zdjęcia. Zmęczyło mnie to wstawanie i siadanie, więc w pewnym momencie odmówiłam. Zostałam obrzucona naprawdę niemiłym komentarzem. Dokładnie pamiętam co wtedy zrobiłeś. Podszedłeś i mnie przytuliłeś, a dziewczynę olałeś. Moje serce zabiło szybciej, pojawiły się te motylki w brzuchu i gęsia skórka. Zachowałam się jak nastolatka, którą bądź co bądź byłam.
-Facundo, ja muszę się zbierać.
-Odprowadzę Cię, ale jeszcze coś... co z ojcem Twojego dziecka?
-Nie wie i nie planuję by w najbliższym czasie się dowiedział.
-Ale Julka! Będzie Ci łatwiej...
-Nie będzie mi łatwiej, nie jesteś mną, nie znasz mnie na tyle
-Znam Cię
-Nie zaczynaj tego tematu, najlepiej to odpieprz się Conte - ruszyłam do przodu, nie zwracałam uwagi na Twoje wołania. Zdenerwowałam się, na Ciebie i na siebie. Przez ciążę moje wahania humoru stały się jeszcze większe. To takie zabawne, że raz Cię kocham i nienawidzę.
 Bolał mnie brzuch, więc na chwilę zwolniłam kroku, aż w pewnym momencie zatrzymałam się i usiadłam na trawie. Czułam się źle, kręciło mi się w głowie. Lekko oparłam plecy o pień drzewa i zaczęłam głęboko oddychać. Wyjęłam telefon i zadzwoniłam do Kacpra, odebrał, gdy miałam się rozłączać. Przyjechał po chwili od razu zabierając mnie do szpitala.
Zrobiono mi miliony badań, nie były to zwykłe objawy ciąży. Po minach lekarzy wiedziałam, że to coś poważniejszego.
-Kacper, masz trening, jedź - wyganiałam brata ze szpitala - nie zawalaj siatkówki przeze mnie. Proszę...
Pojechał, nie odzywając się w ogóle. Cieszyłam się, że mnie posłuchał. Wrócił jednak po trzech godzinach z małą torbą podróżną. On też przewidywał, że zostanę w szpitalu na dużej.
-Jak było na treningu?
-Tak sobie, a co z Tobą?
-Nie wiem, nic nie chcą mi powiedzieć. Boję się Kacper, bardzo się boję. Nie chcę by coś się stało Lilce, nie chcę jej też zostawić samej, a ...
-Julka! Co ty pieprzysz? Wszystko będzie dobrze. Zaraz wpadnie tutaj ktoś...
-Komu powiedziałeś, że jestem w szpitalu?
-Cała drużyna wie, spóźniłem się na trening.
-A tata, mama? Wiedzą?
-Nie, nie chciałem ich denerwować.
Mruknęłam tylko ciche "aha" i zamyśliłam się. Obawiałam się, że to będziesz Ty, że to Ty staniesz za kilka minut w drzwiach. Tylko po co Ci to? Chcesz mnie jeszcze bardziej zdołować? Czy może uwierzyłeś w to, że powróciła osiemnastoletnia Julia i chcesz po prostu mnie pocieszyć?
Modliłam się o to, żeby w wejściu nie pojawiła się Twoja postać. Czemu do cholery nie mogę by tą pyskatą Piechocką? Czemu "związek" z Tobą mnie tak zmienił?
-Hej - kurde, Bóg mnie chyba nie kocha. I gdzie jest Kacper?
-Po co przyszedłeś?
-Bo się martwię, mimo że nam nie wyszło, to jednak jesteś mi bliska.
-Idź sobie, ok?
-Posiedzę, Kacper wrócił do siebie, a ja mam sprawować nad tobą opiekę.
-Jestem w szpitalu, mam dobrą opiekę.
-Oj Jula, Jula...
Nie chciałam się wdawać w bezsensowną kłótnię, nie odpowiedziałam nic. Jak chcesz to sobie siedź, ale nie licz na moje towarzystwo.
Po pewnym momencie drzwi od sali znowu się otwarły, a w nich widniała sylwetka mojej lekarki prowadzącej. Nie miała wesołej miny. Nie zwróciła nawet uwagi na Ciebie, ja też się nie upominałam.
-Pani Julio, nie mam dobrych wieści, nie są one nawet złe. Ciąża jest zagrożona. Będzie musiałam Pani zostać w szpitalu -  zatrzymała się na chwilę - to jednak nie wszystko. Będzie musiała Pani prawdopodobnie wybrać. Pani, albo córka. Wykryliśmy u pani mięśniaka na macicy przez co...
-Wybieram Lilianę, chcę by ona żyła. - nie chciałam jej dalej słuchać, dodała tylko, że postarają się zrobić wszystko co w ich mocy, abyśmy obie przeżyły. Z oczu popłynęły mi łzy. Nie mogłam ich pohamować. Nie interesowało mnie to,  że przyglądałeś mi się uważnie, a potem lekko ocierałeś moje policzki. Nie rozumiałeś polskiego, taką miałam nadzieję. Nie chciałam, żebyś wiedział czemu płaczę. Ja po prostu umrę, to tylko taka błaha sprawa.
Umrę.
Umrę dając życie.
Umrę dając nowe życie naszej córce.
-Co się dzieje? Julka co Ci jest?
-Nic, jestem szczęśliwa - wymusiłam lekki uśmiech
-Ej, mała... znam cię przecież
-Rozmawialiśmy już na ten temat, nie znasz mnie, a teraz idź, chcę iść spać.

____________
Dodaję dziś jak pisałam już. Nie wiem czy uda mi się dodać coś w sobotę, bo wyjeżdżam na wakacje i nie wiem jak będzie z internetem :)
Przyśpieszamy akcję.
Za niedługo pojawią się rozdziały z perspektywy Facundo...
Podzielę się z Wami moim snapem, dodawajcie mnie i podajcie swoje, bo jak na razie trochę pusto  mnie: tysioook

Trzymajcie się :)


sobota, 18 czerwca 2016

drugi

Muzyka grała niezbyt głośno. W końcu to męski wieczór. Jednak głosy dochodzące z dołu były już bardzo głośne. Nie mogłam spać, a na dodatek bolała mnie głowa, więc musiałam zejść na dół, Powoli, tak by nie wywrócić się, zeszłam ze schodów, a następnie weszłam do pustej kuchni. Tak mi się wydawało, w końcu kto normalny w niej siedzi, gdy światło jest zagaszone.
- Jezu! - usłyszałam przerażony głos - Kacper! -  do pomieszczenie wpadł mój brat, a za nim reszta jego kolegów - Kto to jest? Mówiłeś, że jesteśmy sami. Chcesz, żebym zawału dostał?
-Spoko Marcyś, to moja siostra.
-Julka? - usłyszałam Twój głos, tak dawno go nie słyszałam. Zamknęłam oczy i wzięłam kilka wdechów. W tym czasie lampa się zapaliła. Widziałam Cię dokładnie. Stałeś w drzwiach. Nic się nie zmieniłeś przez te pięć miesięcy, w przeciwieństwie do mnie. Coś mocniej mnie zakuło. Szybko odwróciłam się, by wyjąć z szafki leki przeciwbólowe przepisane prze moją lekarkę prowadzącą. Było mi słabo, a w pomieszczeniu duszno - Źle się czujesz? Pomóc Ci w czymś?- czemu musisz zawsze wszystko zauważyć, czemu tak bardzo mnie znasz mimo, że nie znamy się długo...
-Wszystko w porządku Facu. - wycedziłam i skierowałam się do wyjścia. Gdy Cię mijałam, lekko dotknąłeś mnie ręką, a przez moje ciało przeszedł dreszcz.
-Odprowadzę Cię jednak, nie chcę by coś stało się tobie, a tym bardziej twojemu dziecku
Szłam jednak dalej, ale ty nie odstępowałeś mnie na krok. Gdzieś z tyłu słyszałam jeszcze wypowiedź, któregoś z chłopaków "Co on tak?". Znajdowałam się już w moim pokoju, a ty nadal stałeś przy mnie. Oddychałam ciężko. Byłeś zbyt blisko. Tak dawno Cię nie widziałam, a tu nagle stoisz obok.
-Idź już. - poprosiłam, ale nie reagowałeś. - No, idź już! - krzyknęłam
-Ciszej...
Podszedłeś do mnie bliżej.
-Wiesz co? Gdybyś skłamała i powiedziała mi, że to moje dziecko, zostałbym z tobą. Nie odszedł. Ba! Chciałem zostać z tobą, nawet gdy mi to powiedziałaś. Byłaś dla mnie ważna, nadal jesteś, ale... Ale nie możemy być razem - stanowczość Twojego głosu mnie przeraziła.
-Tyle chciałeś mi powiedzieć? Chciałeś jeszcze bardziej mnie zdołować? Brawo.
-Chcę być z tobą szczery. Nie możemy być razem, bo żenię się z Martiną, matką mojego dziecka.
Zrobiło mi się gorąco. Musiałam usiąść na łóżku.
-Julka, posłuchaj mnie teraz...
-Nie. To ty mnie posłuchaj. Po co mi to mówisz? Nie interesuje mnie, co z kim masz i jak prowadzisz swoje życie... Wyjdź, nie rozumiesz? WYJDŹ.
Do pokoju wszedł libero i inni siatkarze. Opuściłeś sypialnie, a następnie cały dom.
-My się będziemy zbierać
Dalej nic nie pamiętam, wszystko było jak za mgłą. Nie umiałam zahamować łez.
Obudziłam się rano. Nie miałam na nic siły. Podkrążone, opuchnięte i zaczerwienione oczy. Gdzie jest dawna arogancka i pewna siebie Julia? No gdzie się do cholery ukryła?
Wstałam i zamknęłam drzwi na klucz. Widziałam, że Kacper będzie chciał ze mną porozmawiać. Nie miałam na to ochoty.
Naprawdę nie wiem, co Ci zrobiłam, że chciałeś mnie zniszczyć od środka swoimi słowami. To Ty zawsze miałeś tą drugą miłość swojego życia. Może nie powinnam kłamać te pięć miesięcy temu, może powinnam powiedzieć Ci prawdę. Czasu nie cofnę. Było minęło.
Próbowałam odpocząć przeglądając najnowsze nowinki ze świata, ale wyświetliło mi się to cholerne zdjęcie, na którym oznaczyła Cię Martina. "Nasze małe szczęście już niedługo z nami". Dałam popularnego "lajka" i przewinęłam stronę dalej. Skoro jesteś szczęśliwy, cieszę się, mimo że sama umieram z żalu...
Był wieczór. Nie wyszłam dzisiaj z pokoju. Nie miałam po co. Kilka razy mój brat chciał ze mną porozmawiać, ale jakoś nie udawało mu się.
-Julka, no otwórz. Cały dzień nic nie jadłaś. Julka, no! Pomyśl o Lili. - błagał stojąc pod drzwiami. Powoli zeszłam z łóżka i przekręciłam zamek
-Zostaw jedzenie i wyjdź.
-Julcia, o co chodzi z Facundo?
-O nic - Kacper patrzył na mnie wyczekująco, musiałam wymyślić jakiś blef, na szczęście w kłamaniu jestem dobra - Po prostu, wie o mnie coś więcej, coś o czym nikt nie powinien wiedzieć, rozumiesz?
-Nie bardzo. Jul, wiem że kłamiesz... - a jednak nie jestem taka dobra? - Czy Facundo... czy łączyło Cię z nim coś więcej?
-Nie - odpowiedziałam pewnie, a moje serce się rozłamało po raz kolejny - Jeśli ci o to chodzi, to nie, nie jest ojcem dziecka.

Koniec płakania, koniec smutków. Czas stanąć na nogi i pokazać jaka jestem silna. Czas by wróciła dawna Julia Piechocka, której każda zachcianka ma być spełniona...
-Kacper, zabierzesz mnie na trening?
-Ktoś podmienił mi siostrę? - zapytał uradowany libero
-Chyba wraca stara, zła Juleczka, idziemy? Malować się nie będę, w końcu jestem piękna.
-Jesteś, tylko wyglądasz jak wieloryb
Zaśmiałam się tylko na uwagę brata. To prawda wyglądam jak wieloryb, ale cóż noszę przecież największy cud na świecie w brzuchu. Czas pokazać Ci, że jestem silna, silniejsza niż myślisz..


______________


Rozdział krótki, więc następny w środę jak nie zapomnę ;d
 Akcja musi się szybko rozwijać, a Julka ma straszne wahania nastroju :D