Umierasz, ty na prawdę umierasz.
Umierasz dla mojej córki.
Siedzę przed wejściem na salę operacyjną z twoim bratem i czekam na jakiekolwiek wieści. Właśnie na świat przychodzi nasza Liliana.
-Facudno... Liliana jest twoją córką - bardziej stwierdza niż pyta libero - Widziałem zdjęcia u Julki w pokoju. Ma cały album. Powiedz mi dlaczego... dlaczego wcześniej się nie przyznałeś, dlaczego ją zostawiłeś i dlaczego do cholery miałeś brać dzisiaj ślub? - Kacper podnosi lekko głos.
-Ona, Julka mi powiedziała, że to nie jest moje dziecko, że mnie zdradziła, tylko po to, by dać mi szansę na rozwój. Dopiero niedawno odczytałem od niej e-mail, Martina go usunęła, a ja przypadkowo na niego natrafiłem. Kacper, ja... ja nie chciałem jej zostawić, ale potem Martina oznajmiła, że jest w ciąży. Ja nie chcę, żeby Julka umarła, ja ją kocham i chcę jej to wreszcie powiedzieć... Ja sobie nie poradzę bez niej - spuściłem głowę i przetarłem twarz dłońmi. Nie mogę być słaby, nie teraz.
-Kto jest szczęśliwym ojcem? - pielęgniarka podeszła do nas, kiwnąłem lekko głową - To dziewczynka, dziesięć na dziesięć, 55 centymetrów i 4009gram. Gratuluję! - uśmiechnęła się blado
-A co z Julką? - zapytał twój brat, ja nie potrafiłem nic wypowiedzieć.
-Pani Julia nadal trwa w śpiączce, nic się nie zmieniło. Za kilka dni, gdy nabierze sił, podejmiemy kolejną próbę wybudzenia, jeśli się nie uda - zacięła się na chwilę - jeśli się nie uda, będziemy musieli liczyć na jakiś cud. A teraz zapraszam za mną, jeśli chce pan - tu wskazała na mnie - zobaczyć córkę. Musimy też uzupełnić jej papiery, więc zapraszam tym bardziej.
Na początku udaliśmy się do gabinetu. Musiałem uzupełnić wszelkie papiery naszej córki. Wpisałem imię i zaciąłem się gdy miałem wpisać nazwisko. Wziąłem odpowiedzialność, podejmując najważniejszą decyzję mojego życia i krzywymi drukowanymi literami napisałem: CONTE.
Następnie udaliśmy się do sali z noworodkami. Wśród płaczących niemowląt leżała ona, nasza Liliana. Nie płakała. Była piękna. Zmarszczyła swój mały nosek, dokładnie jak ty, gdy dotknąłem jej rączki.
-Czy możemy ją na chwilę przewieść do sali Julki? Proszę. Czuję, że tak muszę postąpić, czuję, że Julka poczuję jej obecność.
Pielęgniarka, niechętnie wykonała moją prośbę. Pozwoliła mi też wziąć Lili na ręce, jednocześnie mnie instruując, jak mam to zrobić. Zostawiła nas samych.
-Julka, moja mała Julciu, to jest nasza córka, zapewne bardzo wyczekiwana przez Ciebie. Nie wiem czy sobie poradzę, ale spróbuję. Gdybyś od nas odeszła, wiedz, że ja się nią zajmę. Wychowam ją najlepiej jak umiem. Dla Ciebie. Kocham Cię Julka... Błagam, wróć do nas. Oddam wszystkie medale i wszystkie pieniądze, tylko proszę wróć... Julka...
Aparatura zaczęła pikać, a w sali zebrali się lekarze. Wyprowadzono mnie na korytarz. Tam byli również Twoi rodzice, spojrzeli na mnie wymownie, lecz ja tylko spuściłem wzrok i odszedłem od nich, by następnie zjechać po ścianie. Ty nie możesz umrzeć, nie teraz. Nie w dzień narodzin Liliany. Musisz ją zobaczyć.
Nie wiem co robić. Z sali nikt nie wychodzi.
- To ty! Ty zrobiłeś tego bachora mojej córce! - zaczęła krzyczeć twoja matka, na nic się zdało uspokajanie jej przez małżonka - to ty ją zabiłeś. To przez Ciebie wybrała to coś, bo nie chciała żyć, to wszystko twoja wina i mam nadzieję, że zapłacisz za to surowo.
-To nie jest to coś, ale pani wnuczka, więc radzę trochę myśleć - wysyczałem - a Julka nie umrze, ona będzie walczyć, jeszcze zobaczy Pani, wszytko będzie dobrze. Ja tak wierzę i życzę tego samego.
-Ty skurwysynie! Jak możesz się do mnie tak odzywać, jesteś skończony.
-Niech Pani nabierze najpierw trochę godności, to porozmawiamy.
-Nie będę... - jej wypowiedź przerwała twój ojciec
-Krystyna, uspokój się, Facundo ma racje!
-Nie ma żadnej racji, ja ją mam
Nie chciałem brać udziału w tej bezsensownej rozmowie i po prostu odszedłem, wychodząc ze szpitala. Nie mogłem tam zostać, choć walczyłaś tam o życie. Musiałem wszystko przemyśleć. Co jeśli twoja matka zabroni mi się zajmować Lilianą? Co jeśli stracę was obie?
Szwendałem się po pobliskim parku ponad cztery godziny, zanim zdecydowałem się wrócić. Bałem się co zastanę w budynku. Przed Twoją salą nie siedział nikt, co jeszcze bardziej mnie zestresowało. Spodziewałem się najgorszego. Podszedłem do drzwi. Odetchnąłem z ulgą. Byłaś tam, byłaś tam Julka. Wybudziłaś się. Nie wszedłem do środka, zamiast tego usiadłem na podłodze i rozpłakałem się ze szczęścia. Nie mogłem uwierzyć, że już po wszystkim, że jesteś już z nami.
- Pan Conte? Może chce pan wejść z córeczką do środka? Pani Julia jeszcze jej nie widziała. - przytaknąłem głową, a pielęgniarka kontynuowała swój monolog. - Niech Pan idzie po Lilianę, a ja wyproszę innych z jej sali, wydaję mi się, że chce Pan być wtedy sam, a i Pani Juli przyda się trochę odpoczynku od rodziców - zaśmiała się lekko. Wykonałem polecenie i udałem się do sali z noworodkami, gdzie pozwolono mi przeprowadzić łóżeczko do Twojej sali. Twojego taty i twojej mamy już nie było, na korytarzu siedział tylko Kacper, który wstał na mój widok.
-Udało się - szepnął i przytulił mnie - No idź już do niej
Powoli wszedłem do pomieszczenia. Na twojej twarzy pojawiło się zdezorientowanie.
- Facundo? - szepnęłaś
- To ja Jula, już nigdy Cię nie zostawię, przyrzekam. Wybaczysz mi to wszystko?
- Nie mam czego Ci wybaczać, to ja cię okłamałam. Ja zawiodłam. Sama nas na to wszystko skazałam. To moja wina, nie zadręczaj się.
- Kocham Cię Julia - pocałowałem cię, po czym wyjmując dziewczynkę w łóżeczka dodałem - i kocham też Lili.
___________________
Usunęły mi się wszystkie nie opublikowane rozdziały, zakończymy to szybciej.
Planuję blog z kilkupartami.
piątek, 22 lipca 2016
sobota, 9 lipca 2016
piąty
"Jeśli kochasz dwie osoby, to wybierz tę drugą, bo gdybyś naprawdę kochał tą pierwszą to nie zakochałbyś się w drugiej"
Patrzę na nią popijając jakiś sok i nie mogę uwierzyć, że to nie Ty.
-Facundo! W ogóle mnie nie słuchasz. Musisz sprawdzi pocztę, Miranda ma wysłać zdjęcia ubiorów kościoła
-Czy nawet w Sylwestra musimy rozmawiać o ślubie? - mówię głośno, choć widząc jej spojrzenie dodaję - No, ale dobra. Sprawdzę czy czegoś nie napisała.
Wychodzę z salonu i udaję się do sypialni. Spędzamy ostatni dzień roku w domu, w końcu spodziewamy się syna. Loguję się na tego głupiego Gmaila i nie widzę żadnej wiadomości od siostry mojej narzeczonej, postanawiam usunąć jeszcze kilka spamów i wrócić do Martiny, jednak w koszu natrafiam na wiadomość, wiadomość od Ciebie. Nie wiem co ona tam robiła. Szybko ją otworzyłem. Kilka razy czytałem te same wersy, by upewnić się. To nie może być prawda, przecież wtedy byłaś taka szczera, wiedziałaś jak mnie to boli i nic nie zrobiłaś. Odchyliłem głowę do tyłu, przymknąłem powieki i głęboko odetchnąłem. Liliana to moja córka, poświęcasz życie dla mojej córki.
-Co cię tak długo nie ma?
-Jak dawno odczytałaś tą wiadomość? Czemu w ogóle czytasz moją korespondencje? Jak mogłaś! Przez ciebie Julka walczy sama o życie córki!
-To ty mnie zdradziłeś Facundo! To ja ci wybaczyłam. To ja chciałam byś nie zobaczył tego listu, byś ze mną został, byś wychował Hugo, a nie bachora tej tępej kurwy!
-Uważaj na słowa, Julka nie jest dziwką, ona jest najlepszym co mnie w życiu spotkało. Popełniłem błąd zostawiając ją wtedy samą i wybierając Ciebie. Nie mogę sobie poradzić od tego momentu, brzydzę się sobą, za to że cię zdradziłem, a równocześnie za to, że odpuściłem sobie ją. Wiem, że to cios w twoje serce, ale ślubu nie będzie. Nie w takich okolicznościach...
-Ale? ale jak to? - jąkała się - przecież wszystko już kupione, zaplanowane, nie możesz tak po prostu wszystkiego odwołać!
-Mogę, wszystko było za moje pieniądze, więc nie widzę problemu.
-Facundo, proszę cię, zostań ze mną...
-Nie mogę, Martina nie mogę, naprawdę. Nie kocham cię.
-Nienawidzę Cię! Nie po to zachodziłam w ciążę z tym fagasem, byś mnie zostawił! Z czego ja będę teraz żyć?
-Hugo to nie mój syn? - wystarczyło jej kiwnięcie głową. Sięgnąłem po walizkę i zacząłem wrzucać jakieś potrzebne rzeczy, dużo już miałem w końcu w Polsce. Ubrałem się i nawet nie patrząc na moją już byłą narzeczoną opuściłem mieszkanie. Obrałem dobrze znany mi kierunek, mój rodzinny dom. Mama ze zdziwieniem otworzyła mi drzwi, ale o nic nie pytała. Jak najprędzej sprawdziłem, kiedy jest najbliższy lot do Polski. Godzina 7:30. Z przesiadką w Monachium.
-Wyjeżdżam, wracam do Polski. Zawieziecie mnie na lotnisko?
-A ślub? - spytał zdezorientowany tata
-Ślubu nie będzie, zawieziecie mnie, czy nie? Szybko, bo nie mam czasu.
-Co się stało? Zostawisz ją w ciąży?
-A czy to teraz ważne? Tak, zostawię ją nie będę wychowywał czyjegoś dziecka.
Rodzice o nic nie pytali, Hugo poszedł wyprowadzić samochód, by po chwili zawieść mnie do celu.
To była spontaniczna decyzja, mimo to nie żałowałem.
Łódź powitała mnie śniegiem, ale nie zwracałem na to uwagi. Zadzwoniłem po taksówkę, by jak najszybciej dostać się do szpitala, gdzie leżałaś. Jak szalony przemierzałem korytarze, by dostać się do odpowiedniej sali, lecz nikogo tam nie było. Zaglądałem do kolejnych sal, nigdzie Cię nie było.
-Hej Kacper! - postanowiłem zadzwonić do libero - nie wiesz w jakiej sali leży Julka?
-Cześć, przenieśli ją na OIOM, ona... ona jest w śpiączce
Telefon wypadł mi z ręki. Nie to nie prawda, ty nie mogłaś się poddać. Podniosłem resztki mojego Iphona i popędziłem w wskazane przez twojego brata miejsce. Przed pomieszczeniem siedzieli twoi rodzice i Kacper. Ich oczy były nieobecne. Bałem się podejść.
-A ty nie na weselu? - spytał mój pracodawca.
-Ślubu nie będzie, rozstaliśmy się z Martiną. A co z Julką?
Pani Piechocka zaczęła płakać, a jej mąż popatrzył gdzieś w dal, jedynie Kacper zdołał coś powiedzieć:
-ona może się już nie obudzić...
______________
To co kończymy?
sobota, 2 lipca 2016
czwarty
A więc umieram, jakie to świetne uczucie...
Ktoś umrze, ktoś nowy się narodzi...
Dziwne, nie pojawiłeś się u mnie od miesiąca. Pomału drzewa stawały się gołe, temperatura zbliżała się ku zeru. Kończył się październik, zaczynał się mój ósmy miesiąc. Nie. Nie bałam się tego, że mogę umrzeć. Przeciwnie, cieszyłam się, że mogę dać życie naszej córce, naszej Lili. Ze szpitala nie wyszłam nawet na jeden dzień. Codziennie odwiedzał mnie Kacper, kilka razy wpadli z nim inni zawodnicy bełchatowskiej Skry. Kolejna dziwna rzecz, nie znali mnie, ale chcieli mnie wesprzeć. Miło z ich strony. Kilka razy chciałam się zapytać co u Ciebie, nigdy się nie odważyłam, do czasu.
-Hej Dżul.
-Hej Nico! Co tu robisz? - spytałam, gdy ujrzałam Uriarte w drzwiach, samego...
-Chciałem porozmawiać. Ja wiem, Julka. Wiem, że miałaś romans z Facundo. Zwierzał mi się. Powiedział mi również o zdradzie, lecz ja nie wierzę w tą bajkę.
-Nicolas...
-Julka, nie przerywaj. Zbyt bardzo go kochasz, żeby go zdradzić. Pokazywał mi zdjęcia. To było widać. Przyznaj się, że to dziecko Facu...
-A nawet jeśli, to co? Nagle zostawi ją i tak bardzo wyczekiwanego syna, i wróci do mnie? Nie bądź śmieszny - zaśmiałam się szyderczo
-Zrobi to, bo cię kocha Julka, jest moim przyjaciele, znam go od dawna, mówimy sobie prawie o wszystkim.
-To skoro mnie kocha, to gdzie jest? Gdzie był przez ten miesiąc?
-Przyjechała Martina - mówi cicho i spuszcza głowę. Nie odzywam się. Nie mam na to siły. Po prostu przewracam się na drugi bok i odpływam. Nawet jeśli miałam jakieś nadzieje, że jednak to mnie wybierzesz, wrócisz do mnie, to teraz wszystko zniknęło, za jednym pstryknięciem. Ona tu jest. Ona jest przy Tobie i nie mam zamiaru z nią walczyć. Może, gdybym była taka jak dawniej...
Kolejne dni mijają, a świat pokrywa śnieg. Dzisiaj jest Wigilia, a ja nie mogę wyjść ze szpitala, byłoby to zbyt niebezpieczne dla Lilki. Dostałam od Ciebie sms'a. "Wesołych Świąt Jula!" Niby głupie, ale jednak wywołało u mnie emocje, że może o mnie jeszcze pamiętasz. Nie, to nie te życzenia są głupie, to ja jestem. Jestem idiotką, bo robię sobie nadzieje.
Na czwartego stycznia mam zaplanowane cesarskie cięcie. Ty, co wiem od Kacpra, masz dzień później najważniejszy dzień w życiu, żenisz się Facundo...
Pierwsza gwiazdka zabłysła na niebie, a ja lekko się uśmiechnęłam. Rodzina nie mogła być tu ze mną, nie chciałam tego. To moje pierwsze święta w samotności, nawet bez mojego kota Juliana.To wszystko jest beznadziejne, chyba łapię mnie jakaś depresja albo hormony za bardzo buzują, nie wiem... Chciałabym Cię tu mieć, żebyś mnie pocieszył, bo od kilku dni codziennie budzę się zalana potem z myślą, że Cię już nigdy nie zobaczę, że już za kilka dni umrę. Boje się, po prostu się boję. Zaczyna do mnie docierać, że to koniec, najzwyklejszy w świecie koniec mnie, bo koniec Nas już dawno nastąpił.
Zamykam oczy i próbuję odpłynąć, nic takiego się nie dzieje, o gorsza wracają wspomnienia.
Otwieram powoli drzwi swojego warszawskiego mieszkania i widzę Ciebie nonszalancko opartego o schodową barierkę. Wchodzisz pośpiesznie do mojego mieszkania i wpijasz się w moje usta.
-Tak tęskniłem Julka
-Ja też, nawet nie wiesz jak bardzo, ja się w tobie zakochałam...
-Julka rozmawialiśmy o tym, ale chyba ja też się zakochałem
-Całuj mnie, całuj mnie Facundo
Po godzinie wyszedłeś z mieszkania, musiałeś wrócić do Bełchatowa. A ja się cieszyłam. Kochasz mnie, kochasz mnie. Tylko taka myśl pojawiała się w mojej głowię.
Podnoszę się wyżej na szpitalnym łóżku i lekko potrząsam głową. Nie chcę cię, mimo że to ja rozwaliłam ten "związek", wiem że nie jest to tylko moja wina. Wina leży po obu stronach. Ty mnie okłamałeś, że mnie kochasz, a może to ja źle zrozumiałam? Nie powiedziałeś wtedy kogo darzysz tym uczuciem.. Julka idiotka.
Sylwester 2015. Nie spodziewałam się, nie spędzę go na imprezie. Minął rok odkąd się poznaliśmy, okrągły rok. Tak szybko to minęło
Stoję na drewnianym tarasie lokalu, w którym odbywa się impreza. Kacper już dawno odpłynął. Ja się jeszcze trzymam, no może nie za bardzo. Dobra, jedyne czego się trzymam, to barierka. Za kilka minut wystrzelą fajerwerki, zacznie się nowy rok. Oboje chcieliśmy zakończyć stary w jakiś nie spodziewany sposób... w samotności. Również wtedy wyszedłeś na ten taras, pamiętasz? Złapałeś mnie, gdy próbując przejść kilka metrów, by usiąść na wiklinowym fotelu, potknęłam się o własne nogi.
-Julka jestem, dzięki - wybełkotałam
-A ja Facundo i nie ma za co. Miło mi poznać.
Rozniósł się huk petard i wystrzeliwanych korków od szampana...
Źle się dzisiaj czułam, przeczuwałam najgorsze. I stało się. Mocny ból na podbrzuszu zmusił mnie do krzyku budzącego pacjentów z drugiego końca budynku. Pielęgniarka szybko do mnie podeszła. Z oczu poleciały mi łzy. Mówiono do mnie, lecz nic nie słyszałam. Myślałam o nas, jak zawsze. Myślałam o Lili. Gdzie jesteś Facundo? Czy tak ma się zakończyć ten rok?
Umieram...
___________________
To tyle z perspektywy Julki
Bardzo mi się podoba ten rozdział, choć jest krótki, jak każdy XD
Ktoś umrze, ktoś nowy się narodzi...
Dziwne, nie pojawiłeś się u mnie od miesiąca. Pomału drzewa stawały się gołe, temperatura zbliżała się ku zeru. Kończył się październik, zaczynał się mój ósmy miesiąc. Nie. Nie bałam się tego, że mogę umrzeć. Przeciwnie, cieszyłam się, że mogę dać życie naszej córce, naszej Lili. Ze szpitala nie wyszłam nawet na jeden dzień. Codziennie odwiedzał mnie Kacper, kilka razy wpadli z nim inni zawodnicy bełchatowskiej Skry. Kolejna dziwna rzecz, nie znali mnie, ale chcieli mnie wesprzeć. Miło z ich strony. Kilka razy chciałam się zapytać co u Ciebie, nigdy się nie odważyłam, do czasu.
-Hej Dżul.
-Hej Nico! Co tu robisz? - spytałam, gdy ujrzałam Uriarte w drzwiach, samego...
-Chciałem porozmawiać. Ja wiem, Julka. Wiem, że miałaś romans z Facundo. Zwierzał mi się. Powiedział mi również o zdradzie, lecz ja nie wierzę w tą bajkę.
-Nicolas...
-Julka, nie przerywaj. Zbyt bardzo go kochasz, żeby go zdradzić. Pokazywał mi zdjęcia. To było widać. Przyznaj się, że to dziecko Facu...
-A nawet jeśli, to co? Nagle zostawi ją i tak bardzo wyczekiwanego syna, i wróci do mnie? Nie bądź śmieszny - zaśmiałam się szyderczo
-Zrobi to, bo cię kocha Julka, jest moim przyjaciele, znam go od dawna, mówimy sobie prawie o wszystkim.
-To skoro mnie kocha, to gdzie jest? Gdzie był przez ten miesiąc?
-Przyjechała Martina - mówi cicho i spuszcza głowę. Nie odzywam się. Nie mam na to siły. Po prostu przewracam się na drugi bok i odpływam. Nawet jeśli miałam jakieś nadzieje, że jednak to mnie wybierzesz, wrócisz do mnie, to teraz wszystko zniknęło, za jednym pstryknięciem. Ona tu jest. Ona jest przy Tobie i nie mam zamiaru z nią walczyć. Może, gdybym była taka jak dawniej...
Kolejne dni mijają, a świat pokrywa śnieg. Dzisiaj jest Wigilia, a ja nie mogę wyjść ze szpitala, byłoby to zbyt niebezpieczne dla Lilki. Dostałam od Ciebie sms'a. "Wesołych Świąt Jula!" Niby głupie, ale jednak wywołało u mnie emocje, że może o mnie jeszcze pamiętasz. Nie, to nie te życzenia są głupie, to ja jestem. Jestem idiotką, bo robię sobie nadzieje.
Na czwartego stycznia mam zaplanowane cesarskie cięcie. Ty, co wiem od Kacpra, masz dzień później najważniejszy dzień w życiu, żenisz się Facundo...
Pierwsza gwiazdka zabłysła na niebie, a ja lekko się uśmiechnęłam. Rodzina nie mogła być tu ze mną, nie chciałam tego. To moje pierwsze święta w samotności, nawet bez mojego kota Juliana.To wszystko jest beznadziejne, chyba łapię mnie jakaś depresja albo hormony za bardzo buzują, nie wiem... Chciałabym Cię tu mieć, żebyś mnie pocieszył, bo od kilku dni codziennie budzę się zalana potem z myślą, że Cię już nigdy nie zobaczę, że już za kilka dni umrę. Boje się, po prostu się boję. Zaczyna do mnie docierać, że to koniec, najzwyklejszy w świecie koniec mnie, bo koniec Nas już dawno nastąpił.
Zamykam oczy i próbuję odpłynąć, nic takiego się nie dzieje, o gorsza wracają wspomnienia.
Otwieram powoli drzwi swojego warszawskiego mieszkania i widzę Ciebie nonszalancko opartego o schodową barierkę. Wchodzisz pośpiesznie do mojego mieszkania i wpijasz się w moje usta.
-Tak tęskniłem Julka
-Ja też, nawet nie wiesz jak bardzo, ja się w tobie zakochałam...
-Julka rozmawialiśmy o tym, ale chyba ja też się zakochałem
-Całuj mnie, całuj mnie Facundo
Po godzinie wyszedłeś z mieszkania, musiałeś wrócić do Bełchatowa. A ja się cieszyłam. Kochasz mnie, kochasz mnie. Tylko taka myśl pojawiała się w mojej głowię.
Podnoszę się wyżej na szpitalnym łóżku i lekko potrząsam głową. Nie chcę cię, mimo że to ja rozwaliłam ten "związek", wiem że nie jest to tylko moja wina. Wina leży po obu stronach. Ty mnie okłamałeś, że mnie kochasz, a może to ja źle zrozumiałam? Nie powiedziałeś wtedy kogo darzysz tym uczuciem.. Julka idiotka.
Sylwester 2015. Nie spodziewałam się, nie spędzę go na imprezie. Minął rok odkąd się poznaliśmy, okrągły rok. Tak szybko to minęło
Stoję na drewnianym tarasie lokalu, w którym odbywa się impreza. Kacper już dawno odpłynął. Ja się jeszcze trzymam, no może nie za bardzo. Dobra, jedyne czego się trzymam, to barierka. Za kilka minut wystrzelą fajerwerki, zacznie się nowy rok. Oboje chcieliśmy zakończyć stary w jakiś nie spodziewany sposób... w samotności. Również wtedy wyszedłeś na ten taras, pamiętasz? Złapałeś mnie, gdy próbując przejść kilka metrów, by usiąść na wiklinowym fotelu, potknęłam się o własne nogi.
-Julka jestem, dzięki - wybełkotałam
-A ja Facundo i nie ma za co. Miło mi poznać.
Rozniósł się huk petard i wystrzeliwanych korków od szampana...
Źle się dzisiaj czułam, przeczuwałam najgorsze. I stało się. Mocny ból na podbrzuszu zmusił mnie do krzyku budzącego pacjentów z drugiego końca budynku. Pielęgniarka szybko do mnie podeszła. Z oczu poleciały mi łzy. Mówiono do mnie, lecz nic nie słyszałam. Myślałam o nas, jak zawsze. Myślałam o Lili. Gdzie jesteś Facundo? Czy tak ma się zakończyć ten rok?
Umieram...
___________________
To tyle z perspektywy Julki
Bardzo mi się podoba ten rozdział, choć jest krótki, jak każdy XD
Subskrybuj:
Posty (Atom)