- O hej Facundo - powiedziałam, gdy wychodziłeś z szatni - Chciałam Cię przeprosić, no i oczywiście pogratulować. Gratulacje Facundo zostaniesz ojcem, jaka to poważna rola, na pewno sobie poradzisz, w końcu posiadasz genialną cechę wszechstronności i bardzo dobrze umiesz żyć w dwóch innych światach. Gratuluję, naprawdę Ci gratuluję, to fajna sprawa mieć takiego ojca - mój wesoły głos i
- Wow, czyżby wraca pyskata i chamska Julka? Może pójdziemy na jakieś ciastko, co?
- Oczywiście, możemy nawet teraz.
Zgodziłam się, co miałam innego zrobić. Pokazać, że jestem słaba i ledwo wypowiadam słowa? Nigdy w życiu. Poszłam jeszcze powiedzieć Kacprowi, że z nim nie wracam i wróciłam do Ciebie, czekającego przed budynkiem. Szliśmy w milczeniu. Żadne z nas się nie odzywało.
-Facundo, zwolnij nie mam na tyle siły. A najlepiej usiądźmy - wskazałam na ławkę, a ty lekko się uśmiechnąłeś i usiadłeś na niej.
-Julia, ja chciałbym...
-Nie, nie wracamy do tego co było. Jak to się mówi, było i minęło. To nie wróci.
-Masz rację, chłopak czy dziewczynka?
-Dziewczyna Liliana.
-Ładnie, je będę mieć syna, Hugo, po dziadku.
Uśmiechnąłeś się delikatnie, ja również to uczyniłam. Znowu nastąpiło milczenie, nie było ono jednak zbyt uciążliwe. Po prostu siedzieliśmy i patrzyliśmy przed siebie. Czasami jak nastolatkowie ukradkiem spoglądaliśmy na siebie. Co jakiś czas ktoś podszedł poprosić Cię o autograf, spoglądają na mnie dziwnym wzrokiem lub pytając o to czy nie zrobię mu zdjęcia. Zmęczyło mnie to wstawanie i siadanie, więc w pewnym momencie odmówiłam. Zostałam obrzucona naprawdę niemiłym komentarzem. Dokładnie pamiętam co wtedy zrobiłeś. Podszedłeś i mnie przytuliłeś, a dziewczynę olałeś. Moje serce zabiło szybciej, pojawiły się te motylki w brzuchu i gęsia skórka. Zachowałam się jak nastolatka, którą bądź co bądź byłam.
-Facundo, ja muszę się zbierać.
-Odprowadzę Cię, ale jeszcze coś... co z ojcem Twojego dziecka?
-Nie wie i nie planuję by w najbliższym czasie się dowiedział.
-Ale Julka! Będzie Ci łatwiej...
-Nie będzie mi łatwiej, nie jesteś mną, nie znasz mnie na tyle
-Znam Cię
-Nie zaczynaj tego tematu, najlepiej to odpieprz się Conte - ruszyłam do przodu, nie zwracałam uwagi na Twoje wołania. Zdenerwowałam się, na Ciebie i na siebie. Przez ciążę moje wahania humoru stały się jeszcze większe. To takie zabawne, że raz Cię kocham i nienawidzę.
Bolał mnie brzuch, więc na chwilę zwolniłam kroku, aż w pewnym momencie zatrzymałam się i usiadłam na trawie. Czułam się źle, kręciło mi się w głowie. Lekko oparłam plecy o pień drzewa i zaczęłam głęboko oddychać. Wyjęłam telefon i zadzwoniłam do Kacpra, odebrał, gdy miałam się rozłączać. Przyjechał po chwili od razu zabierając mnie do szpitala.
Zrobiono mi miliony badań, nie były to zwykłe objawy ciąży. Po minach lekarzy wiedziałam, że to coś poważniejszego.
-Kacper, masz trening, jedź - wyganiałam brata ze szpitala - nie zawalaj siatkówki przeze mnie. Proszę...
Pojechał, nie odzywając się w ogóle. Cieszyłam się, że mnie posłuchał. Wrócił jednak po trzech godzinach z małą torbą podróżną. On też przewidywał, że zostanę w szpitalu na dużej.
-Jak było na treningu?
-Tak sobie, a co z Tobą?
-Nie wiem, nic nie chcą mi powiedzieć. Boję się Kacper, bardzo się boję. Nie chcę by coś się stało Lilce, nie chcę jej też zostawić samej, a ...
-Julka! Co ty pieprzysz? Wszystko będzie dobrze. Zaraz wpadnie tutaj ktoś...
-Komu powiedziałeś, że jestem w szpitalu?
-Cała drużyna wie, spóźniłem się na trening.
-A tata, mama? Wiedzą?
-Nie, nie chciałem ich denerwować.
Mruknęłam tylko ciche "aha" i zamyśliłam się. Obawiałam się, że to będziesz Ty, że to Ty staniesz za kilka minut w drzwiach. Tylko po co Ci to? Chcesz mnie jeszcze bardziej zdołować? Czy może uwierzyłeś w to, że powróciła osiemnastoletnia Julia i chcesz po prostu mnie pocieszyć?
Modliłam się o to, żeby w wejściu nie pojawiła się Twoja postać. Czemu do cholery nie mogę by tą pyskatą Piechocką? Czemu "związek" z Tobą mnie tak zmienił?
-Hej - kurde, Bóg mnie chyba nie kocha. I gdzie jest Kacper?
-Po co przyszedłeś?
-Bo się martwię, mimo że nam nie wyszło, to jednak jesteś mi bliska.
-Idź sobie, ok?
-Posiedzę, Kacper wrócił do siebie, a ja mam sprawować nad tobą opiekę.
-Jestem w szpitalu, mam dobrą opiekę.
-Oj Jula, Jula...
Nie chciałam się wdawać w bezsensowną kłótnię, nie odpowiedziałam nic. Jak chcesz to sobie siedź, ale nie licz na moje towarzystwo.
Po pewnym momencie drzwi od sali znowu się otwarły, a w nich widniała sylwetka mojej lekarki prowadzącej. Nie miała wesołej miny. Nie zwróciła nawet uwagi na Ciebie, ja też się nie upominałam.
-Pani Julio, nie mam dobrych wieści, nie są one nawet złe. Ciąża jest zagrożona. Będzie musiałam Pani zostać w szpitalu - zatrzymała się na chwilę - to jednak nie wszystko. Będzie musiała Pani prawdopodobnie wybrać. Pani, albo córka. Wykryliśmy u pani mięśniaka na macicy przez co...
-Wybieram Lilianę, chcę by ona żyła. - nie chciałam jej dalej słuchać, dodała tylko, że postarają się zrobić wszystko co w ich mocy, abyśmy obie przeżyły. Z oczu popłynęły mi łzy. Nie mogłam ich pohamować. Nie interesowało mnie to, że przyglądałeś mi się uważnie, a potem lekko ocierałeś moje policzki. Nie rozumiałeś polskiego, taką miałam nadzieję. Nie chciałam, żebyś wiedział czemu płaczę. Ja po prostu umrę, to tylko taka błaha sprawa.
Umrę.
Umrę dając życie.
Umrę dając nowe życie naszej córce.
-Co się dzieje? Julka co Ci jest?
-Nic, jestem szczęśliwa - wymusiłam lekki uśmiech
-Ej, mała... znam cię przecież
-Rozmawialiśmy już na ten temat, nie znasz mnie, a teraz idź, chcę iść spać.
____________
Dodaję dziś jak pisałam już. Nie wiem czy uda mi się dodać coś w sobotę, bo wyjeżdżam na wakacje i nie wiem jak będzie z internetem :)
Przyśpieszamy akcję.
Za niedługo pojawią się rozdziały z perspektywy Facundo...
Podzielę się z Wami moim snapem, dodawajcie mnie i podajcie swoje, bo jak na razie trochę pusto mnie: tysioook
Trzymajcie się :)